Samolotem linii Gdańsk-Malaga, który lądował awaryjnie, podróżowały osoby z pow. kartuskiego. Mamy relację jednej z nich!
“Poczuliśmy w kabinie zapach spalenizny. Początkowo sądziliśmy, że to drobiazg, ale po chwili pojawiły się lekkie drgania i napięcie wśród załogi…” – relacjonuje Łukasz Skierka z Somonina, który brał wczoraj udział w awaryjnym lądowaniu samolotu w Genewie. Pasażerowie linii Gdańsk-Malaga przeżyli chwile grozy.
O sprawie informował dzisiaj Polsat News. Wczorajszy lot linii Wizz Air na trasie Gdańsk – Malaga (Hiszpania) lądował awaryjnie w Genewie (Szwajcaria). Przyczyną, według relacji pasażerów dla Polsat News, była awaria silnika. Taki komunikat podany miał być podczas lotu.
Okazuje się, że na pokładzie samolotu znajdowały się osoby z pow. kartuskiego, a dokładnie z Somonina. Przykrą sytuację zrelacjonował nam Łukasz Skierka, znany m. in. z działalności kajakowej na rzece Radunia. Czy coś wskazywało na taki obrót spraw podczas lotu?
-W poniedziałek wylecieliśmy z Gdańska do Malagi samolotem linii Wizz Air. Pogoda była piękna, a lot zapowiadał się spokojnie. Podróżowałem z żoną, trójką dzieci, w tym z najmłodszym synkiem Frankiem, który ma zaledwie 6 miesięcy oraz chrześniaczką, dla której był to pierwszy lot w życiu – relacjonuje Ł. Skierka. – Dla reszty z nas nie był to pierwszy raz na pokładzie, ale nikt z nas nie spodziewał się tego, co się wydarzy.
Razem z nami lecieli również nasi bardzo dobrzy znajomi – również z naszą chrześniaczką. Dla niej nie był to pierwszy lot, więc tym bardziej cała sytuacja była dla niej trudna i stresująca. Wszyscy byliśmy zszokowani tym, co się wydarzyło na pokładzie.
Około godziny po starcie poczuliśmy w kabinie zapach spalenizny. Początkowo sądziliśmy, że to drobiazg, ale po chwili pojawiły się lekkie drgania i napięcie wśród załogi. Stewardessy wyglądały na zaniepokojone i kiedy zapytaliśmy, co się dzieje, odpowiedziały, że wkrótce otrzymamy komunikat.
W końcu głos zabrał pierwszy oficer, który poinformował, że doszło do awarii jednego z silników i kontynuujemy lot na drugim. Chwilę później zapowiedziano awaryjne lądowanie na najbliższym lotnisku – w Genewie.
Na pokładzie zrobiło się nerwowo. Niektórzy pasażerowie zaczęli się modlić, część wpadła w panikę, dało się odczuć wyraźne napięcie. Mimo wszystko lądowanie przebiegło bezpiecznie. Już podczas podchodzenia do lądowania widzieliśmy, że na pasie startowym czekają wozy strażackie, policja i karetki. Po zatrzymaniu się samolotu strażacy natychmiast podeszli do uszkodzonego silnika i zaczęli go chłodzić.
Po kilku minutach zostaliśmy wyprowadzeni z samolotu tylnym wyjściem i skierowani do terminala. Na miejscu ustawiono nas w kolejce, w której odbieraliśmy vouchery na nocleg i posiłek – wszystko zorganizowane przez linię Wizz Air. Czekał na nas 12-osobowy bus, który kursował wahadłowo, a na pokładzie samolotu było około 250 pasażerów, więc przewóz wszystkich do hotelu trwał bardzo długo.
W hotelu zapewniono nam kolację i nocleg. Rano zjedliśmy śniadanie, również opłacone przez linię lotniczą, po czym wróciliśmy na lotnisko. Nasz lot, który miał odbyć się o godzinie 9, został przesunięty najpierw na 11.30, a potem na 17.30.
Miały to być wymarzone wakacje, a tymczasem przeżyliśmy ogromny stres. Na szczęście wszyscy jesteśmy cali i zdrowi. Mamy tylko nadzieję, że nigdy więcej nie będziemy musieli przechodzić przez coś podobnego.
Info i fot.: Łukasz Skierka, Oprac. A.B.